Zrobiłem sumiennie wszystko, co mogłem. Przypaliłem ranę jodyną i zasypałem jodoformem, poczem przewiązałem watą i kawałkiem bandażu. Po tej operacji dałem mu dużą dawkę aspiryny, gdyż gorączkował, otrzymawszy ranę jeszcze w południe.
Nauczyłem jednego z Tybetańczyków, jak ma zmieniać bandaż, zostawiłem mu trochę waty, jodoformu i parę pastylek aspiryny.
Po tej czynności zwróciłem się do rozbójników zapomocą tłumacza Kałmuka z taką mową:
— Rana niebezpieczna, lecz dałem mocne i cudowne leki waszemu wodzowi. Wiem, że będzie zdrów i wkrótce wsiądzie na konia. Lecz musicie spełnić jeden warunek... Słuchajcie! Złe duchy śmierci są przy chorym i natychmiast go porwą, jeśli po przyjęciu moich leków rozlegnie się choć jeden wystrzał. Nie wolno nawet nabijać broni! Pamiętajcie o tem! Jedenaście dni i nocy nie wolno wam będzie opuścić tego miejsca i włożyć naboju do lufy. Inaczej duchy śmierci zemszczą się na wodzu...
Z temi słowy kazałem Kałmukowi wyjąć naboje z karabinu i sam wysypałem kule z maga-
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.