Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapaliliśmy w piecu i zaczęliśmy przyrządzać strawę. Podczas kolacji Iwan napił się spirytusu z flaszki, „pożyczonej“ od jednego z czerwonych żołnierzy, i wkrótce stał się bardzo rozmowny.
Z jarzącemi się oczyma i połyskującemi zębami, wichrząc swą gęstą, siwą czuprynę, Iwan zaczął opowiadać mi o jakimś wypadku w Zabajkalju, lecz raptownie zamilkł, z przerażeniem utkwił wzrok w ciemny kąt chaty, i szeptem zapytał:
— Co to? Szczur?
— Nic nie widziałem! — odparłem, ze zdziwieniem patrząc na swego towarzysza.
Zamilkł i ponuro spuścił swą piękną, drapieżną głowę. Ponieważ nieraz w zadumie spędzaliśmy długie godziny, nie zdziwiłem się wcale, że milczy. Lecz Iwan raptownie pochylił się do mnie i gorącym szeptem zaczął mówić:
— Chcę wam opowiedzieć o pewnym wypadku! Miałem w Zabajkalju przyjaciela serdecznego. Był zesłańcem kryminalnym. Nazywał się Gawroński. Dużo z nim razem lasów i gór zwiedziłem w pogoni za złotem. Mieliśmy u-