Na futrzanych czapkach mieli czerwone gwiazdy, a na rękawach takież opaski.
Byli to ludzie z oddziału karnego, ścigającego oficera kozackiego, o którym nam opowiadał dozorca milicji.
Podejrzliwie nas oglądając, zaczęli się rozbierać i w milczeniu usiedli przy stole. Wszczęliśmy rozmowę pierwsi, niby od niechcenia objaśniając cel naszej ekspedycji „budowy mostów i szos“ i ostrożnie wypytując przybyszów. Dowiedzieliśmy się, że wkrótce tu nadciągnie z siedmiu jeźdźcami dowódca oddziału, który ma rozkaz dla właściciela osady, aby ten przeprowadził ich na Sejbi, gdzie się ukrywa ścigany kozak.
Natychmiast z radością w głosie zawołałem, że nasze sprawy układają się bardzo szczęśliwie, gdyż możemy jechać razem.
Na to jeden z żołnierzy zagadkowym głosem zauważył:
— Wszystko rozstrzygnie towarzysz-oficer...
W tej chwili wszedł nasz przyjaciel, sojocki merin. W ten sam sposób, jak nam w dzień, zaczął się przyglądać bacznie przyjezdnym, a potem ponurym głosem zapytał:
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.