— Co tu robicie? — pytaliśmy ze zdumieniem.
— Jakto? Czyż nie wiecie? — odrzekł jeden z uciekinierów, już niemłody pułkownik. — Komisarz Wojenny przysłał rozkaz zmobilizowania wszystkich partyzantów i wszystkich mężczyzn w wieku do lat 58. Na całym Jeniseju i dalej na południe, pod granicznym grzbietem Tannu-Ołu wszystkie wsie ukraińskie są już w ruchu i potworzyły znaczne oddziały partyzanckie. Wzdłuż Małego Jeniseju w stronę miasta Białocarska już posuwają się bandy uzbrojonych chłopów. Obdzierają i rabują bogatych wieśniaków i kolonistów, zabijając spotkanych na drodze ludzi. To właśnie zniewoliło nas do ukrycia się tutaj.
Tu po raz pierwszy posłyszałem o kilku „białych“ oddziałach, walczących z bolszewikami, a wśród dowódców, bardzo dzielnych i odważnych, wymieniono dwuch Polaków. W parę miesięcy później wyjaśniłem, że byli to panowie Kamil Giżycki i Jan Starościak.[1]
Wkrótce dowiedziałem się, że obóz uciekinierów posiada zaledwie szesnaście karabinów
- ↑ Obaj wydali w Polsce swoje wspomnienia, nader barwnie i rzeczowo opisane.