Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

skały, przypominające skamieniałych jeźdźców, wielbłądy i wozy. A ponad tem wszystkiem nagie, bezbarwne, beznadziejne góry, podobne do fałd płaszcza djabelskiego, a o zachodzie słońca oblane szkarłatem buntu, czy krwią ofiar.
— Patrz tam! — mówił pewnego razu zgrzybiały, sędziwy pastuch, wyciągając rękę w stronę przeklętego przejścia górskiego, Zagastaju. — To nie są góry! To leży On w czerwonym płaszczu i oczekuje dnia, w którym ma się podnieść i rozpocząć śmiertelną walkę z dobremi bogami.
Rzeczywiście, w tej chwili powstał mi w pamięci obraz mistyczny słynnego malarza Wróbla. Takież nagie szczyty gór, podobne do sfałdowanego, fioletowo-szkarłatnego płaszcza Szatana, którego oblicze przyćmiła chmura szara, tchnąca zgrozą i martwotą.
Straszliwy to kraj Mongolja! Kraj tajemnic i Szatana!
Nic więc dziwnego, że każde pogwałcenie panującego tu pierwotnego trybu życia nomadów azjatyckich wywołuje przelew krwi i zgrozę, ciesząc płonący nienawiścią i pogardą wzrok Szatana, leżącego na martwych skałach w sza-