„kuli“ i rozlokował ich po całem mieście na postrach Mongołom i Rosjanom.
Jednakże ci nowi żołnierze nieregularni, czyli „gamini“, wzięci od ciężkich robót przy „nogan-choszunach“ — ogrodach warzywnych, otrzymawszy broń, podnieśli głowy i wcale nie mieli zamiaru bawić się w dyscyplinę.
Zbierali się nocami na „nogan-choszunach“, w karczmach chińskich lub w niektórych sklepach i nad czemś radzili. Nocami widzieliśmy, jak znosili karabiny i naboje, widocznie, do czegoś się przygotowując. W parę dni potem dowiedzieliśmy się, że „gaminy“ zamierzają urządzić pogrom Mongołów i cudzoziemców w celu rabunku. Zachowanie się żołnierzy na ulicy stało się niemożliwie wyzywające i zuchwałe. Wieczorem nie można było wyjść z domu bez obawy zamordowania przez pijanych żołdaków, lub w najlepszym razie otrzymania postrzału. Na wszelkie uwagi co do niebezpiecznej sytuacji w mieście, gubernator, Wan-Dzao-Dziuń dawał nam odpowiedzi wymijające, z czego wywnioskowaliśmy, że nie miałby chyba nic przeciwko krwawej łaźni w Uliasutaju.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.