Wobec tego wszyscy cudzoziemcy zupełnie otwarcie przygotowywali się do obrony i przy sposobności do ucieczki.
Po nocach na rogach domów i w załamaniach krętych uliczek czaiły się patrole oddziału rosyjskiego, na dziedzińcu byłego konsulatu rosyjskiego stali w pogotowiu uzbrojeni oficerowie i żołnierze; w każdym domu czuwali z bronią w ręku koloniści, na dziedzińcach firm chińskich wystawione były warty, gdyż kupcy byli przekonani, że w razie zwycięstwa tej lub innej strony całość ich składów, oraz sklepów będzie poważnie zagrożona ze względu na wojowniczy zapał wrogów. Ulicami przechodziły patrole pijanych „gaminów“, i tylko zrzadka można było zauważyć żołnierzy regularnego oddziału chińskiego, pełniących przyboczną straż przy osobie Wan-Dzao-Dziunia. W górach, otaczających Uliasutaj, grupowali się mongolscy „cyryki“, których przysłał na pomoc księciu Czułtun-Bejle chan Jassaktu, mianowany głównodowodzącym siłami zbrojnemi Mongolji Zachodniej; na „nogan-choszunach“ w dalszym ciągu odbywały się zbiegowiska i wiece „gaminów“ oraz głodnych „kuli“.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.