Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

maganiach obydwóch „nojonów“[1]. W rezultacie prosili mię o porozumienie się z tymi najeźdźcami i o przekonanie ich, że nie należy gwałcić praw i obyczajów kraju.
Prosiłem, aby pokazano mi kwaterę Domożyrowa. Około godziny 11-tej w nocy dwóch mnichów zaprowadziło mnie i mego oficera aż na brzeg rzeki Zapchyn, gdzie zobaczyłem kilkanaście jurt, które Hutuhtu pod terrorem Domożyrowa wystawił dla oddziału. Wszedłem do jurty „Urus-nojona“.
Na jakimś fantastycznym, niskim tronie siedział wysoki pułkownik bez butów. Był pijany i prawił dość tłuste dowcipy, zabawiając swoich oficerów, leżących w pozach malowniczych wokoło ogniska i popijających gorącą herbatę z wódką.

Pułkownik zaprosił nas do swojej jurty, częstował herbatą, lecz zaraz na wstępie oznajmił, że wszelkie poważne rozmowy odkłada do jutra. Zachowanie się jego względem nas, pomimo pozorów uprzejmości, było chłodne i nazbyt podejrzliwe.

  1. Naczelników.