doniosłym dla kraju pokazał mu jego przyszłość, lecz Dżełyb z przerażeniem odmówił.
Zapytany przeze mnie, dlaczego to zrobił, hutuhtu nachmurzył brwi i zmarszczył czoło. Na jego twarzy odbiło się głębokie wzruszenie, pełne trwogi.
— Widzenie nie dałoby ukojenia i szczęścia księciu! — rzekł ze smutkiem. — Jego losy są czarne, jak noc! Onegdaj trzykrotnie wróżyłem z opalonej łopatki barana i ciągle wypadało jedno i to samo... jedno i to samo...
Nie dokończył i, drżąc ze strachu, zasłonił twarz rękami. Dżełyb wywróżył prawdę. Los księcia Czułtun-Bejle był czarny, jak noc jesienna.
W godzinę po tej rozmowie wspólnie z ks. Czułtunem pozostawiliśmy za sobą niewysokie góry, otaczające gościnny i tajemniczy Narabanczi-Kure, umiłowany przez „Wielkiego Nieznanego“ za surowe obyczaje i moralność mnichów.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.