Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

kinierzy dostali się w ręce Mongołów i zginęli bez śladu.
Dowiedziawszy się o tem, pomyślałem, że w czas opuściłem Uliasutaj.
Ogarnęło mnie zwątpienie...
Co czynić dalej? Czyż nie byłoby szaleństwem dążyć dobrowolnie na spotkanie śmierci, uosobionej w zagadkowej postaci Ungerna?
Zdawało mi się narazie, że najprostszem wyjściem z ciężkiej i niejasnej sytuacji byłby szybki pochód na południo-wschód i przecięcie północnej Gobi, aby uniknąć spotkania z baronem.
Myślałem nad tem długo.
Jakiś wewnętrzny głos jął doradzać, abym nie zmieniał pierwotnego postanowienia.
— A więc iść do Urgi, gdzie sroży się nieznany generał o niemieckiem nazwisku? — pytałem.
Głos, doradzający mi, milczał.
— Może rozsądniej byłoby nie spieszyć się z poznaniem tego człowieka? — zadawałem nowe pytania.
Wszystko burzyło się we mnie, krew napływała do głowy, serce biło głośno.