Z dziesięciu listów, wysłanych przez pocztę chińską, na jeden tylko otrzymałem odpowiedź bardzo przyjemną, bo kilka słów, że artykuł mój umieszczono w piśmie, i dwadzieścia pięć dolarów chińskich, jako honorarjum.
Inne listy z mojemi opisami zaginęły lub nie doszły do rąk redaktorów, bo ich dzienniki dawno już nie istniały.
Wtedy jąłem się innej pracy.
Zacząłem dawać lekcje angielskiego i francuskiego. Miałem kilku uczniów z pośród kolonistów i kupców chińskich. Ułożyłem dla nich słownik angielski, zawierający pięć tysięcy wyrazów, dla Rosjan, handlujących z Mongołami i Sojotami słowniki mongolski i sojocki, obejmujące najpotrzebniejsze słowa.
Mój towarzysz, p. Władysław, przepisywał słowniki w dwudziestu egzemplarzach, które sprzedałem po 25 dolarów za sztukę.
W ten sposób w przeciągu trzech miesięcy byliśmy posiadaczami znacznego „kapitału“, odkrywającego przed nami cały świat.
Było to bardzo na czasie, bo coraz częściej zaczęły krążyć wieści o ruchu czerwonych oddziałów na granicy mongolskiej.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.