przód, przygotowywał zmianę koni, i gdy Ceren podjeżdżał, zdejmowano go razem z siodłem i przenoszono na świeżego konia, poczem Ceren z nowemi „ułaczenami“ ruszał dalej. Na każdym trzecim „urtonie“, nie schodząc z siodła, wypijał miseczkę gorącej herbaty z solą i znowu mknął. Po 18—20 godzinach takiej jazdy szalonej, zatrzymywał się na nocleg w jurcie urtońskiej, gdzie zjadał całą szynkę baranią, wypijał moc herbaty i spał, jak zabity, do świtu. Tak przez 9 dni mknął mały, chudy Ceren bez wytchnienia!
Z nim to właśnie wyruszyliśmy w mroźny, zimowy poranek na zachód, w stronę Kobdo, skąd nadeszły trwożne wieści, że „czerwoni“ wkroczyli do Ułankomu i że Chińczycy zaczęli wydawać im cudzoziemców.
Po kilku godzinach przejechaliśmy po lodzie rzekę Zaphyn, która corocznie zabiera dużo ofiar, gdyż dno jej stanowią bezdenne piaski ruchome. Za rzeką wjechaliśmy w wąską dolinę śród gór i niewielkich lasów modrzewiowych.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.