— O czem pan mówi? — obojętnym głosem zapytał Kałmuk.
— O doświadczeniu hipnotycznem, czy o „cudzie“, jak pan to nazywa! — odparłem zdziwiony jego tonem.
— Ja o takich rzeczach panu nigdy nie mówiłem — rzekł tym samym zimnym głosem, tylko w jego źrenicach błysnęły iskierki szyderstwa.
— Czy widzieliście? — zapytałem agronoma, melancholijnie ćmiącego fajkę.
— Co miałem widzieć? — odezwał się pan Władysław sennym głosem.
Zrozumiałem, że stałem się ofiarą hipnotycznej siły Tuszeguna.
Nazajutrz żegnaliśmy „czarodzieja“.
Nasza grupa postanowiła powracać do Uliasutaju, Tuszegun-Lama zaś miał zamiar „utonąć w przestworzu“, jak sam się wyraził.
Błąkał się po całej Mongolji, mieszkając w ubogich jurtach pastuchów, w kaplicach z pustelnikami, lub we wspaniałych siedzibach książąt i wodzów plemion, wszędzie otoczony jednakowym szacunkiem i zabobonnym strachem, porywając bogatych i potężnych, biednych i sła-
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.