Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

trząc na pochód dzikich jeźdźców, nad którymi w mroźnem powietrzu unosiły się obłoki pary, buchającej z koni i ludzi. O kilka kilometrów od Uliasutaju udało się im jednak zrabować karawanę chińską, przyczem popili się na śmierć.
Po pijanemu, gdzieś koło Hargany Czaharzy dostali się w ręce Tuszegun-Lamy i zostali wycięci w pień, a ich ojczyste stepy nie zobaczyły więcej tych odważnych jeźdźców, którzy z chun-chuzkim wodzem — Mo-Taj zamierzali podbić pokojowych Sojotów, starych potomków Tuba w dalekim kraju urianchajskim.
W kilka dni po odejściu Czaharów spadł tak głęboki śnieg, jakiego nie pamiętano w Mongolji. Wszelka komunikacja została przerwana. Mongolscy przewodnicy i właściciele karawan nie zgadzali się na przewożenie ludzi i ciężarów, gdyż nietylko konie i wielbłądy, lecz nawet silne powolne byki i jaki nie mogły brnąć w zaspach śnieżnych, zapadając po brzuch i kalecząc nogi o ściętą mrozem, cienką, ostrą, jak szkło, lodowatą korę.
Wyruszyć z Uliasutaju, gdzie atmosfera wewnętrzna stawała się coraz groźniejsza, i gdzie rosło niebezpieczeństwo ze strony najazdu bol-