Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

Woddali na szczytach głównego grzbietu pod ciężkiemi, nisko wiszącemi, szaremi chmurami widniały na śniegu jakieś plamy czarne.
— To są „obo“, znaki święte, ołtarze na cześć Zagastaja, złego demona tego przejścia! — objaśniał nas, mówiący po rosyjsku, Mongoł. — To przejście nosi imię Zagastaja, o którym ludność przechowała legendy stare, jak te góry.
Poprosiłem go, aby nam opowiedział jedną z nich.
Przewodnik, kiwając się na wielbłądzie i oglądając miejscowość, zaczął:
— Dawno to było, bardzo dawno, jeszcze wtedy, kiedy wnuk Wielkiego Dżengiza siedział na tronie chińskim, rządząc całą Azją. Podstępni Chińczycy zabili chana i zamierzali zgładzić całą jego rodzinę, lecz jeden stary i święty lama wykradł żonę władcy i syna niemowlę, posadził na wielbłąda i uciekł za „wielki mur“, zapuściwszy się w stepy rodzinne. Długo chińscy siepacze szukali śladów zbiegów, aż nareszcie wykryli i popędzili w pogoń za nimi. Kilka razy omal że dopędzali nieszczęsnych, lecz lama modlitwą i czarami rzucał na głowy prześladowców chmury śniegu. Przez tworzące