corax graculus), krążących nad dwiema ostremi skałami. Spostrzegliśmy wkrótce świeże jeszcze trupy konia i jeźdźca.
— Co się z nimi stało? — gubiliśmy się w domysłach.
Jeździec i koń leżeli prawie obok siebie. Prawa ręka człowieka owinięta była uzdą wierzchowca. Nigdzie nie wykryliśmy śladów kuli, lub noża. Niepodobieństwem było rozpoznać twarzy jeźdźca, rozszarpanej przez ptactwo. Miał on na sobie kożuch mongolski, lecz spodnie i koszula zdradzały cudzoziemca. Ciało miał opalone, koloru starego bronzu, włosy znacznie miększe i jaśniejsze od włosów tubylców.
— Co go spotkało? — pytaliśmy się wzajemnie.
Przewodnicy z trwogą kiwali głowami, i jeden z nich głosem, w którym brzmiało głębokie przekonanie, powiedział:
— Jest to zemsta Zagastaja! Podróżny nie złożył ofiary koło południowego „obo“, i demon zadusił go razem z koniem...
Wjechaliśmy wreszcie w dolinę Ederu. Śniegu nie było prawie. Dolina wąska, nieskończenie
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.