Agronom miał większe powodzenie, gdyż jednym strzałem położył trupem dwa „dżerenie“.
„Argali“ tymczasem były już prawie pod samym szczytem góry i, stanąwszy w rząd, jak szeregowcy, zwróciły głowy w naszą stronę. Widziałem przez lornetkę zupełnie wyraźnie ich muskularne, ciemnoszare ciała, potężne rogi kręcone, czujne, piękne głowy.
Wkrótce obładowani „dżereniami“ dogoniliśmy posłanego naprzód przewodnika.
W kilku miejscach widzieliśmy trupy owiec, zagryzionych przez wilki.
— W tej dolinie dużo wilków! — zauważył Mongoł.
Spotkaliśmy jeszcze kilka stad antylop, lecz polowania mieliśmy już dość, zato bardzo uważnie obserwowaliśmy postępowanie „dżereni“ przy naszem zbliżeniu się do nich. Nie wiem doprawdy, czem objaśnić dziwny zwyczaj antylop dopędzania i przecinania drogi jeźdźcom?...
Na brzegu małego dopływu Ederu spędziliśmy noc w namiocie.
Lecz była to noc nieprzyjemna!
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.