Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

ale rozczulającem było zachowanie się gospodarzy. Zamieniali się w słuch, w jakiś kłębek napiętych nerwów. Z połyskującemi oczami, z zarumienionemi twarzami wpatrywali się we mnie i słuchali. Ich nerwowy nastrój udzielał się mnie i — doprawdy, na żadnem z najbardziej odpowiedzialnych moich wystąpień nie mówiłem z większem podnieceniem i starannością, jak w niskiej izbie domu Teternikowych, gdzieś w północnej Mongolji, około buddyjskiego klasztoru na Tajrysie!
Podczas takich pogadanek nieraz spostrzegałem baczne, niespokojne spojrzenia, rzucane przez gospodarza na twarz żony. Pani Tatjana siedziała zawsze wyprostowana, ze wspaniałemi czarnemi warkoczami, owiniętemi naokoło kształtnej głowy. Na jej twarzy o szlachetnych, ruchliwych rysach i pięknych ciemnych oczach malowała się jakaś trwoga lub troska, nurtująca ją.
Coś było w życiu tych dwojga ludzi, co stanowiło treść i boleść ich życia... Od kogo z dwojga pochodziła ta boleść? Jak się miała skończyć? Jakie ciężkie przechodziła koleje? W jaki sposób dręczyła ta boleść nieznana dusze i serca