Sipajłow obawiał się mego wpływu na barona, widząc, że Ungern czuje do mnie wielkie zaufanie i stara się być ciągle w mojem towarzystwie. Sipajłow podejrzewał, że będę usiłował źle usposobić Ungerna przeciwko niemu, co groziłoby mu niechybną śmiercią, której bał się panicznie.
Trzeba więc było śpieszyć się z odjazdem, gdyż pomysłowy żandarm mógł zaplątać mnie w swoje sidła, a wówczas żadna siła ludzka w warunkach życia urgińskiego nie ocaliłaby mnie od śmierci.
Już chciałem się położyć do łóżka, gdy przybiegł po mnie młodszy adjutant Ungerna. Wypadało iść.
Zastałem barona, czytającego jakąś książkę francuską. Cisnął ją i, podniósłszy się na moje powitanie, powiedział:
— Przepraszam, że wciąż pana niepokoję, lecz chcę mówić! Muszę przecież komuś się wyspowiadać, kto potrafi zrozumieć wszystko — i złe, i dobre...
Instynkt pisarski poddał mi pytanie:
— Czy mogę napisać kiedyś książkę o tem, co tu słyszę i widzę?
Ungern zamyślił się przez chwilę, a później rzekł:
— Niech mi pan da swój notatnik.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.