słoni, niedźwiedzi himalajskich, małp, wężów indyjskich i papug — wszystko to przesunęło się przez pałac „boga“, lecz o wszystkiem bardzo szybko zapominano.
Do Ta-Kure[1] wpływają podarki, ofiary, danina religijna ze wszystkich końców lamaickiego świat.
Pewnego razu skarbnik „boga“, czcigodny Bałma-Dordżi-Lama, pokazał mi wielką salę, gdzie przechowywano te podarki. Było to drogocenne muzeum, jedyne w swoim rodzaju. Tu nagromadzono przedmioty nieznane w zbiorach Europy. Mogłem je obejrzeć tylko bardzo pobieżnie, lecz i tego wystarczyło, aby sądzić o wartości tych nadzwyczajnych skarbów, i o powadze i polityczno-moralnem znaczeniu dostojnika „żółtej wiary“.
Skarbnik, otwierając szafy i kufry, ozdobione srebrem i złotem, opowiadał:
— Tu przechowujemy dziwne w swoich kształtach kawałki złota z Bej-Kemu, tu — czarne sobole z Kiemczyckiego Nojonatu. Tu są złożone cudotwórcze „panty“[2]; w tej szkatule z rogu barana skalnego wodzowie Oroczenów przysłali z dalekiej północy czarowne korzenie „Dżeń-Szengu“ i „Cybetu“, pachnącego piżmem; ten kawał bursztynu pochodzi z brzegów