zaś wysłuchuje i przyjmuje modły, prośby, nadzieje, łzy, rozpacz i radość i patrzy przed siebie nieruchomo, szeroko rozwartemi, niewidomemi źrenicami. Lamowie, zależnie od momentu nabożeństwa, ubierają go w rozmaite płaszcze i nakładają mu na głowę przeróżnej formy czapki, mitry i kołpaki. Nabożeństwo kończy się chwilą doniosłą, gdy „Żywy Buddha“ w złotej tiarze błogosławi narody wschodu, zachodu, północy i południa monstrancją, wyobrażającą Buddhę w kwiecie lotosu, i odmawia modlitwę ofiarną, wyciągając ręce na Zachód i w stronę Europy, do której podług przepowiedni powinna wtargnąć nauka mądrego Buddhy.
Gdy wszyscy wychodzą ze świątyni, Bogdo pozostaje sam na sam z bóstwem i zaczyna modlić się długo i gorąco, z natchnieniem improwizując modlitwy i psalmy prześliczne w swej formie. Czasami podczas rozmowy lub posłuchania ministrów starzec odchodzi do świątyni lub kaplicy na modlitwę, mówiąc z namaszczeniem:
— ON wszedł do NIEGO, i ich dusze połączyły się w zrozumieniu...
Przy tych słowach wszystkich ogarnia strach mistyczny, wszystko ucicha i zamiera przed obliczem jakiejś uroczystej tajemnicy; lamowie stają do modlitwy i, przebierając różańce, szepcą frazes święty:
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.