Zjechaliśmy wbok od naszej drogi i w godzinę potem ujrzeliśmy duży tabun koni.
Dozorca i ułaczeni zapomocą „urgi“ bardzo zręcznie i szybko schwytali kilka koni i z triumfem prowadzili je do bryczki.
Nagle ze wszystkich stron zjawili się konni pastuchowie i, widząc, co się święci, mknęli ku nam, co koń wyskoczy. Jednak, gdy dozorca odczytał im moją „dzarę“, pastuchowie z pokorą okulbaczyli schwytane konie i zastąpili poprzednich ułaczenów, którzy spokojnie odjechali do domów, prowadząc swoje zdrożone wierzchowce.
Przy jeździe „urgą“ podróżuje się nie zwykłym szlakiem urtońskim, lecz od tabunu do tabunu, gdzie się chwyta coraz to nowe konie, i gdzie ułaczenów zastępują właściciele tabunu lub ich robotnicy.
Wszyscy Mongołowie starają się przytem jak najprędzej odbyć tę powinność, mkną, jak szaleńcy, dążąc do najbliższego tabunu innego właściciela.
Podróżnik, posiadający prawo na „urgę“, może osobiście schwytać potrzebną ilość koni i, o ile nie zjawi się ich właściciel lub pastuch, odjechać, zostawiając konie w następnym tabunie. Mongołowie nie lubią poszukiwać swoich koni w cudzych tabunach, więc natychmiast zjawiają się i spełniają obowiązki ułaczenów.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.