majaczyły, niby widma mknące, dzikie konie (equus-primigenius Przewalski) i dzikie osły (equus hemionus).
Spotykałem też i starannie obserwowałem kolonje świstaków.
Na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych widniały tysiące małych pagórków, pod któremi ukryte były głębokie, przestronne nory. Miały tu siedziby świstaki, te największe okazy z rodzaju gryzoniów.
Pomiędzy norami stale przebiegały i kręciły się zwierzątka żółte lub brunatne, dosięgające czasem wielkości niedużego psa. Biegały ciężko, przewalając się z jednego boku na drugi, przyczem skóra na ich tłustych kadłubach fałdowała się i ruszała, jak gdyby była za szeroka.
Świstaki są doskonałymi górnikami — poszukiwaczami rudy. W usypywanych rzez nich pagórkach odnajdywano nieraz złoto, cynę, miedź i ołów, które wykopują one z ziemi przy budowaniu nor.
Świstak, zbliżając się do swojej nory, nagle zatrzymuje się, siada na tylnych łapach i zamienia się w nieruchomy słupek, który łatwo można wziąć za kamień lub kawał wystającego z ziemi drzewa. Spostrzegłszy jeźdźca, zaczyna mu się ciekawie przyglądać, gwiżdżąc przytem przeciągle.
Myśliwi korzystają z tego dla swoich celów.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.