Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

mania reputacji „wygodnych powozów mongolskich“ nie rozsypała się na kawałki.
Wszystkie stawy, głowa, zęby, nawet oczy zaczęły mię boleć. Jęczałem i kląłem. Wreszcie dostałem ostrego paroksyzmu ischiasu.
Do rana nie zmrużyłem oka, nie mogłem leżeć, ani siedzieć. Całą noc przechodziłem pomiędzy jurtami jakiegoś koczowiska, utykając na chorą nogę, jęcząc boleśnie i słuchając potężnego i niezupełnie muzykalnego chrapania pastuchów; od czasu do czasu staczałem energiczne walki z całą zgrają czarnych, złych psów, marzących o dobrej kolacji z mięsa nieznanego cudzoziemca, błąkającego się nocami po stepie.
Nazajutrz wyruszyliśmy w dalszą drogę, lecz jechaliśmy tylko do południa.
Czułem się bardzo źle; ból stał się nie do zniesienia. Zatrzymałem się w jakiejś jurcie na skraju małego klasztoru i postanowiłem się leczyć. Jednak, chociaż połknąłem cały zapas swojej aspiryny i chininy, ból nie zmniejszał się wcale, przeciwnie, coraz bardziej się potęgował.
Wreszcie gospodarz jurty zapytał mnie, czy nie chciałbym poradzić się doskonałego lekarza-lamy. Poradziłbym się chętnie nawet djabła, aby mi tylko ulżył cokolwiek!