— Dlaczego?
— Będą straceni w drodze... Taki rozkaz barona...
— Trzeba ich ratować! — zawołałem. — Przecież i pan, i ja zawdzięczamy dużo Gejowi!
— Tak! tak! — odparł pułkownik. — Bardzo mi przykro, lecz nie wiem, co czynić... Niech pan spróbuje pomówić z Riezuchinem.
Dowiedziawszy się, gdzie mieszka generał Riezuchin, zacząłem się właśnie do niego wybierać, gdy nadszedł Filipow i z wielkim zapałem zaczął dzielić się z nami swemi spostrzeżeniami nad ćwiczeniami wojskowemi Mongołów, odbywającemi się za klasztorem.
Podczas opowiadania Filipowa drzwi się powoli uchyliły, i wszedł oficer małego wzrostu, szczupły, w starym kożuchu mongolskim i w kozackiej czapce z daszkiem. Prawą, zranioną rękę trzymał na temblaku. Kazagrandi powitał przybyłego z wielkim szacunkiem i z pewnem zakłopotaniem.
Był to generał Riezuchin, — „pies łańcuchowy“ krwawego barona.
Nastąpiło zapoznanie się.
Generał bardzo zręcznie, aczkolwiek grzecznie i taktownie, wypytywał nas o dwa ostatnie lata naszego życia, żartując i dowcipkując w sposób miły i elegancki.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.