Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Baron zatrzymał się przed czerwonymi żołnierzami i przez kilka minut wpatrywał się w ich oczy, nie odrywając od nich wzroku. Na jego twarzy znać było ogromny wysiłek myśli i woli. Wreszcie odszedł, usiadł na progu jurty, zdjął czapkę i, utkwiwszy oczy w ziemi, jął mocno trzeć czoło. Nagle powstał i stanowczym krokiem zbliżył się do jeńców.
— Stań więcej na lewo — a ty na prawo... — rozkazywał baron jeńcom, zlekka uderzając każdego taszurem w prawe ramię.
Dwóch przeszło na lewo, czterech na prawo.
— Zrewidować ubranie tych dwóch! — zakomenderował. — To są komisarze sowieccy!
Zwracając się zaś do czterech wylęknionych jeńców, stojących na prawo, rzekł do nich:
— A wy jesteście chłopami, zmobilizowanymi przez bolszewików.
— Wedle rozkazu, ekscelencjo! — wrzasnęli jeńcy zupełnie nie podług dyscypliny bolszewickiej. — My nie ze swojej woli...
— Idźcie do komendanta i powiedzcie mu, że przyjmuję was do oddziału tybetańskiego — rzekł spokojnie baron.
Ucieszeni „bolszewicy“ natychmiast opuścili podwórze strasznego generała. Tymczasem u dwóch pozostałych znaleziono w podszewce cholew paszport politycznych komisarzy sowieckich.