Amra siedział na karku słonia, a za nim na umocowanem do terlicy krzesełku — jechał Nassur.
Słonia otaczała kawalkada jeźdźców ze świty królewskiej, a ztyłu cwałował oddział przybocznej gwardji maharadży.
Chłopcy zaprzyjaźnili się serdecznie i poza temi okazałemi przejażdżkami po okolicach stolicy, spotykali się jeszcze często pokryjomu.
Otoczenie maharadży śledziło zazdrośnie, aby młody następca tronu Satpury nie zniżał się do pospólstwa. Straż przyboczna nie dopuszczała nigdy zbliżenia jakiegoś tam zwyczajnego śmiertelnika, nieokrzesanego wieśniaka do osoby królewicza.
Wymagała tego surowa, wschodnia etykieta dworu dumnego maharadży Tasfina.
Mały królewicz nudził się w pałacu, tymczasem nie mógł stąpnąć kroku bez swego wychowawcy, Bali, piastującego godność wielkiego ochmistrza dworu.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.