Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc, wskazał ręką na Amrę, który nisko skłonił się przed władcą.
— Obroniłeś mego syna, chłopcze? — spytał maharadża.
— Obroniłem i obronię w każdej przygodzie, bo polubiłem królewicza Nassura i mój słoń Birara także polubił go! — odpowiedział cichym głosem chłopak.
— Nassur jest królewiczem, przyszłym maharadżą, — rzekł Tasfin.
— Jest on moim przyjacielem, od którego nic nie żądam, a wdzięczny mu jestem za dobre serce jego dla mnie i dla Birary — szepnął Amra.
— Mówisz, co prawda, nie tak, jak powinni to czynić poddani, lecz mądrość brzmi w słowach twoich, dziecko! — w zamyśleniu wyrzekł maharadża. — Przyjaźń jest droższą i pewniejszą od zmiennej łaski władcy...
Nie skończył, bo przerwał mu Birara.
Podszedł i trąbą dotknął ramienia Tasfina.