Na prośbę Nassura wsiedli wszyscy na słonia.
Birara podniósł najpierw Tasfina, potem królewicza, na ostatku zaś — kornaka.
Chłopak, usadowiwszy się na jego karku, rzekł:
— Ruszaj, a prowadź konia władcy!
Birara złapał rumaka za uzdę i podreptał przez łąkę, wywijając ogonem i chrząkając wesoło.
Salutujący żołnierze i pochyleni w dworskich ukłonach dostojnicy w zdumieniu przyglądali się słoniowi, niosącemu na swym grzbiecie najwyższą władzę Satpury — „brata słońca“ i „syna brata słońca“.
Nie rozumieli, co się dzieje, i nigdy nie zrozumieli.
Tasfin bowiem nikomu nie wypowiedział myśli, która się zrodziła w jego głowie, gdy spożywał pieczoną rybę w „wąwozie królewicza“.
— Słuchajcie, dzieci! — szepnął do chłopaków, gdy stanęli przed wejściem
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.