Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

O wszystkiem pamiętał Amra, kochający rodzinę.
Wiedział, co, kto lubi, o czem marzy i czego mu brakuje.
Po kąpieli odprowadził Birarę do zagrody słoni, kazawszy przynieść dla przyjaciela świeżej trawy, młodych bambusów i koszyk bananów.
Przy wieczerzy, która niezwykle smakowała chłopakowi, Amra opowiedział rodzicom o wszystkiem, co zaszło od chwili odjazdu jego z białym sahibem na łowy.
Oznajmił rodzicom, że maharadża kazał wypłacać Warorze miesięczną zapomogę do czasu, aż Amra będzie mógł znowu pracą swoją wyżywić rodzinę.
— Będziesz znów kornakiem? — spytała mała Hubli.
— Nie, siostrzyczko, nie będę już poganiaczem słoni! — zaśmiał się Amra. — Nie wiem jeszcze czem będę — może adwokatem... lekarzem lub inżynierem... lecz kornakiem nigdy już