Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

tyle razy przemierzał ją od początku do końca.
Tartak stał nieczynny, zamknięty.
Nie turkotał już, wyrzucając parę motor, nie syczały i nie zgrzytały rozpętane, ostre piły...
Birara zatrzymał się tu dłużej.
Stał pod płotem nieruchomy, niby żebrak bezdomny, opuszczony.
Zbierał rozproszone, zatrute tęsknotą i żalem myśli. Coś układał w głowie, lecz nie czuł już radości czynu. Nie wierzył w potrzebę jego i w osiągnięcie pragnienia.
Ruszył dalej i nieśmiałym krokiem zbliżył się ponownie do zagrody Warory.
Nie zastał tu nikogo.
Cała rodzina była nad rzeką, gdzie stawiano nowy dom na wysokiem podmurowaniu.
Słoń opuścił głowę tak nisko, że trąbą dotknął białego kurzu, okrywającego drogę.
Uczuł się teraz zupełnie samotnym,