duży, coprawda, lecz urodzajny. Matka sadziła na polu proso, kukurudzę i ryż. Mieli tam też kilka drzew mangowych i pomarańczowych, obficie dających smaczne, soczyste owoce.
I nagle stało się nieszczęście.
Staruszek — dziaduś dostał się w porcie pod spadające belki. Przygniotły go, połamały mu stare kości, poszarpały sterane życiem ciało. Bauli tegoż wieczoru umarł.
W osieroconej rodzinie nie pozostało nikogo, kto mógłby pracować z Birarą... On tylko chyba — dziesięcioletni Amra, bardzo zresztą zaprzyjaźniony ze starym słoniem dziadka.
Słoń dziadka... Stary Bauli nieraz brał ze sobą wnuka, wsadzał go obok siebie na kark Birary i ruszali do dżungli. Jadąc, gwarzyli sobie, a przysłuchujący się ich rozmowie słoń, pomrukiwał cicho, wymachując uszami.
Bauli opowiadał chłopakowi, że Birara oddawna należał do ich rodziny.
Przywiózł go był z dżungli Assanu,
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.