ojciec Bauli, który mieszkał wtedy za „świętą“ rzeką Gangesem.
— Amra! Amra! — krzyknął nagle ojciec chłopaka i klasnął w dłonie.
Wspomnienia prysnęły.
Chłopiec uczynił kilka szybkich ruchów, zamocował pręciki koszyka i pobiegł do chaty.
— Słuchaj-no, synku! — rzekł Warora, pykając długą, cienką fajeczkę. — Musimy się naradzić. Chodź tu, matko!
Usiedli wszyscy troje na progu.
— Jestem kaleką i nie mogę być kornakiem — zaczął ojciec. — Sprzedać słonia nie wolno nam, gdyż wpadlibyśmy w nędzę. W rodzinie jest jeden tylko mężczyzna — to ty, Amra...
— Jestem mężczyzną! — odpowiedział poważnym głosem chłopak i dumnym, śmiałym ruchem podniósł głowę.
— Czy potrafisz kierować Birarą? — spytał Warora, patrząc na syna.
— Przecież nieraz już pomagałem dziadkowi — wzruszył ramionami Amra. — Słoń nasz jest mądry i po-
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.