Naczelnik nadwornych strzelców, stojący za władcą, zawołał nagle głosem, w którym brzmiało przerażenie:
— Wielki, najjaśniejszy panie! To Birara, słoń następcy tronu, królewicza Nassura!
Lufa strzelby błysnęła znowu, bo maharadża opuścił ją, przyglądając się słoniowi.
Birara tymczasem zdążył zwolnić swój rozpęd i miotał się teraz, szukając ratunku. Bezradnie rzucał się w różne strony, lecz teraz spostrzegał wszędzie zaczajonych ludzi z bronią w ręku. Nie śmieli jednak strzelać przed maharadżą. Słoń nigdy przedtem nie widział broni, lecz w tej chwili przerażała go ona, bo czuł płynący od niej powiew śmierci.
Już poczęła go ogarniać rozpacz, już chciał, niepomny na niebezpieczeństwo, runąć na zaczajonych ludzi lub zawrócić, zgnieść i stratować goniących go Hindusów.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.