północą, obudził ojca i oddał mu zarobione cztery rupje.
Wyszedłszy z chaty, Amra pobiegł na brzeg Tapti.
Hindusi-kornakowie ogrodzili tam grubemi palami znaczną przestrzeń, na której pasły się słonie. Każdy z nich miał swój żłób z prosem i jęczmieniem, a także wielką skrzynię, codziennie napełnianą trawą, cienkiemi gałązkami krzaków tamaryndowych, młodemi pędami bambusów i sianem.
Amra przelazł przez parkan i rozejrzał się.
W zagrodzie znajdowało się trzydzieści słoni.
Niektóre z nich, niby olbrzymie czarne głazy, majaczyły w mroku nocy.
Stały na potwornych, do słupów podobnych nogach, z opuszczonemi trąbami i nieruchome — spały.
Inne, bardziej znużone całodzienną pracą, pokładły się i leżały, głucho wzdychając.
Amra stanął przy palach ogrodze-
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.