Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed innem skrzydłem pałacu wyprowadzano, myto i czesano rumaki i muły, rewidowano powozy i palankiny, wkładane na grzbiety łowczych słoni.
Służba czyściła i odnawiała terlice, popręgi, napierśniki, siodła i inną uprząż.
Birara nie rozumiał, co się dzieje. Ruch, panujący wokoło gmachu znużył go. Odszedł, lecz niepokój i niewyraźne jeszcze, lecz słodkie przebłyski nadziei nie opuszczały go.
Co chwila podnosił głowę, słuchał, węszył, czując, jak coraz silniej bije mu serce.
W nocy nawet budził się często, wstawał i szedł ku bramie.
Przecisnąwszy trąbę pomiędzy sztachety, węszył głośno.
Niepokój i przeczucie wielkiego szczęścia wzrastały w nim z dniem każdym.
Witając Fuzala i wpatrując się