Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

w oblicze Tasfina, miał w oczach niecierpliwe, niemal żądne pytanie.
Był tak przejęty tem, co nadążało ku niemu z nieznanej, tajemniczej dali, że nie zdawał sobie sprawy ze swego dziwnego stanu.
Tymczasem zachodziły w nim dziwne, zatrważające zmiany.
Budząc się rano, nie mógł zebrać sił, aby się podnieść. Jakiś bezwład trzymał go w swej mocy, w piersi i głowie panowała pustka — ciemna i przerażająca.
Borykał się z tą niemocą tak długo i uporczywie, aż dopóki nie zdobył władzy nad steranem, słabnącem coraz bardziej ciałem.
Podnosił się ze słomy, otrząsał się i wychodził na łąkę, drżąc i słaniając się.
Gdyby nie miał przygotowanego pieprzu i ziółek, zmuszony byłby z pewnością położyć się bez nadziei odzyskania sił i woli.