Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

larnikiem. Birara z własnej woli jął tupać i tratować ziemię, zerwał parę korzonków, zjadł kilka mangów i znowu stanął pod okopconą skałą.
Chłopcy zrozumieli, że słoń przypominał im o dawnych wyprawach do „wąwozu przyjaźni“.
Zdumienie i rzewność ogarnęły ich.
Znowu przytulili się do starego przyjaciela, a Birara dotykał ich trąbą, dął potężnie i, mrużąc oczy, mruczał radośnie.
Słoń nie dopuszczał teraz myśli o rozłące.
Powrócili więc razem przed pałac.
Chłopcy weszli do wnętrza, słoń, chrząkając niespokojnie, został przed gmachem i czekał.
Gdy mali przyjaciele wyszli do niego po obiedzie, ruszyli znowu do wąwozu.
Wkrótce, jak dawniej, płonęło tam ognisko, rozlegały się wesołe głosy chłopaków i radosne pomruki słonia.