Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

nia naganiacze zruszyli je z legowiska, lecz tygrysy przemykały się tak ostrożnie, że Hindusi nie spostrzegli pręgowanych drapieżników.
Dotarłszy zarośli zwierzęta wiedziały już o wszystkiem. Rozumiały, że są w matni, z trzech stron otoczone ludźmi, robiącymi straszliwy hałas. Tygrysy miały przed sobą jedyne wyjście — przeciąć polanę i na drugim końcu ukryć się w dżungli.
Drapieżne zwierzęta słyszały jednak grzmiące pod lasem wystrzały, a rozdęte ich chrapy pochwytywały zapach ludzi, prochu i słoni.
Węszyły niebezpieczeństwo, najbardziej groźne, czające się na obszernej, odkrytej płaszczyźnie.
Tygrysy wyczołgały się z zarośli i, płaszcząc się w wysokiej trawie, powracały ku nagance. Skoczyć nagle, ryknąć, przerazić i przerwać się przez łańcuch osaczających je ludzi — takie były zamiary zuchwałych drapieżników.