Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

Słoń, podnosząc nogi wysoko, postąpił krok, jeszcze jeden... jeszcze...
W tej samej chwili z trzaskiem pochyliły się bambusy i w powietrzu mignęło długie, wspaniałe ciało tygrysa. Rycząc chrapliwie i prychając, wyciągał w skoku potężne łapy, aby wbić ostre, zakrzywione pazury w słonia, wdrapać się na jego grzbiet i zmierzyć się z najbardziej nienawistnym wrogiem — człowiekiem.
Słoń nadstawił kły i wyprężył mięśnie trąby.
Do walki nie doszło tym razem.
Maharadża błyskawicznym ruchem podniósł karabin do ramienia, i strzelił. Kula przeszyła serce zwierza. Tygrys padł i zesztywniał odrazu.
Nassur z radosnym okrzykiem, porwany zapałem myśliwskim, ześlizgnął się ze słonia i podbiegł do wspaniałej zdobyczy.
W tej chwili z zarośli wypadła znienacka tygrysica.
Ujrzawszy chłopaka, przywarła do