Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

ziemi i wbiła w niego wściekłe źrenice.
Koniec wyciągniętego ogona zwijał się kurczowo, ciało drżało, prężąc się do skoku.
— Naprzód! Naprzód! — wołał kornak.
Słoń, przerażony niespodziewanym napadem drapieżnika, ryczał i cofał się. Gdy kornak uderzył go dzidą, jął trząść głową i nagle zawrócił gwałtownie.
Maharadża strzelił, lecz nieoczekiwany ruch słonia udaremnił jego zamiar.
Kula chybiła i z szelestem siekła twarde pręty bambusów.
Słoń, trzęsąc łbem i rycząc, uciekał kłusem.
Amra widział skok Nassura i wypadającego z haszczy tygrysa.
Krzyknął i, ścisnąwszy nogami szyję Birary, zawołał:
— Prędzej! Prędzej! Naprzód!
Olbrzym ruszył całym pędem.