Birara słyszał głosy chłopaków chociaż nie widział ich.
Miał opuszczone powieki, lecz, gdy je podnosił, ogarniał wzrokiem te drogie dla niego istoty. W oczach słonia zapalały się gorące ognie przywiązania i radości. Słabym głosem pomrukiwał i znowu zamykał oczy.
Doszli wreszcie do łąki za ogrodem pałacowym.
Odprowadzono słonia do chlewu, gdzie z bolesnym jękiem położył się natychmiast i leżał wyczerpany śmiertelnie.
Wkrótce przyszli do niego Amra z Fuzalem i przyprowadzili ze sobą znachora, wprawnego w leczeniu zwierząt.
Amra, przemawiając łagodnie, zmusił słonia, aby wstał.
Odprowadzono go do rzeki, gdzie obmyto starannie i zbadano rany.
Miały straszliwy wygląd.
Oderwane ucho i poszarpana skóra na karku, pysku, boku i nogach ropić
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.