się już zaczynała. Dreszcze wstrząsały Birarą, a kaszel dokuczał mu nieustannie i wywoływał krwotok z gardła.
Zadana niegdyś kulą, a zabliźniona już rana otwarła się i krwawiła.
Słoń rzęził i oddychał porywczo, wydając jęki i skamlanie płaczliwe.
Nałożono mu jakieś leki z ziół, dano do wypicia cały kubeł gorzkiego wywaru, zaprawionego solą i czerwonym proszkiem pieprzu, zmieszanego z imbirem.
Po obandażowaniu odprowadzono go do chlewa, gdzie słoń położył się na świeżej trawie, mają wpobliżu wodę i duży kosz bananów.
Pięć dni leżał Birara w gorączce, cierpiał i borykał się ze śmiercią.
Czuł, że siły z dniem każdym go opuszczają, lecz nie miał lęku ani tęsknoty. Serce jego biło radośnie, bo widział przy sobie Amrę i Nassura, a nawet sam maharadża kilka razy odwiedził chorego słonia.
Patrząc na niego ze współczuciem,
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.