Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

wodnie byli to ci, którzy w swoim czasie skrzywdzili go i zadali mu ból.
Uwagi jego nie uszło zmieszanie i strach Hindusa. Doszły go też słowa Anglika. Nie wątpił, że Birara poznał swoich wrogów.
Tymczasem zniecierpliwiony Anglik brutalnie szarpnął chłopaka za ramię.
— Jak się nazywasz, szczeniaku? — zapytał, z gniewem patrząc w spokojną twarz kornaka. — Guarra, powtórz mu w waszej mowie, o co go pytam!
Amra podniósł głowę i odparł po angielsku:
— Zrozumiałem, co pan mówił do mnie... i do Guarry...
— Dlaczegóż więc nie odpowiadasz? — irytował się Anglik.
Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał z pogardą na białego człowieka.
— Owszem — odpowiedziałbym natychmiast, gdyby mnie pan nie zaczął szarpać — mruknął. — Zresztą odpowiem może, lecz przedtem muszę po-