wać własną pomysłowość, która ułatwiała i przyspieszała pracę.
Jednak Amra nie dał się wyprzedzić.
Mały był i słaby jeszcze — rozumiał to doskonale. Chciał jednak zarobić jaknajwięcej, aby w domu rodzice i siostrzyczki nie czuli biedy.
Najtrudniejszą pracą było wyciąganie z dżungli zrąbanych drzew.
Ich mocne, szerokie gałęzie tamowały ruch i wymagały wytężenia wszystkich sił słoni.
Namyśliwszy się dobrze, chłopak kupił siekierę i piłę.
Pewnego dnia stawił się do roboty z pomocnikiem, — dwudziestoletnim Baruszem, roześmianym ciągle, wygadanym łobuzem — żebrakiem.
Gdy drwale obalali ogromne drzewo, chłopaki odrąbywały zeń gałęzie i odpiłowywały najgrubsze konary. Gładki i znacznie lżejszy pień z łatwością mógł być wywieziony z dżungli.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.