O, Birara — to dobry, wierny przyjaciel!
Zawiązała się długa rozmowa, z której Anglik dowiedział się od małego Hindusa o wszystkiem... Posłyszał o śmierci starego Bauli, o służbie Warory w pułku strzelców królewskich i o bitwie, w której stracił był stopę; Amra opowiedział kapitanowi o ciągle ciężko pracującej, chorowitej matce i dwuch siostrzyczkach Amry — płochliwej Hubli i śmiałej Radżori.
Dopiero na trzeci dzień dojechali podróżnicy do małej wioski górskiej, ukrytej w wąwozach grzbietu Satpury.
Inny Anglik — pomocnik sahiba — przygotował już tłum Hindusów i dwa słonie.
Amra z pogodą spoglądał na bezkształtne, niezgrabne i słabowite zwierzęta.
— Co za nędzne „duazala“!... — myślał Amra. — Nie dałbym za nie po 200 rupij.
Istotnie należały do drugorzędnej
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.