Ta strona została uwierzytelniona.
i z przymkniętemi oczami jął się czochrać, pomrukując rozkosznie.
Kapitan wyjął żywność z worka. Były tam suchary, ryby i mięso w blaszankach, suszone owoce i spora baryłka wody.
Przez cały czas tropienia słoni nie jedli gorącej strawy.
Anglik nie pozwalał rozpalać ogniska, gdyż obawiał się spłoszyć tem czujne zwierzęta.
Amrze smakowały konserwy, lecz tęsknił potrochu do ciepłej polewki z ryżem, pieprzem i kawałkami tłustego, baraniego mięsa.
Chciałby się też napić herbaty z wonnym, czerwonym cukrem trzcinowym.
Siedząc pod drzewami i spożywając śniadanie, cierpieli od bąków i komarów.
Kapitan, uderzając się dłonią w spocony kark, zgniótł dużą, brunatną muchę i teraz oglądał ją uważnie.
— Hm... — mruknął. — Jest to sło-