Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

szepnął Anglik. — Teraz już wiem... Gdzieś tu w pobliżu muszą znajdować się ludzie...
Jednak długo tak jeszcze jechali, zanim Birara stanął nagle, jak wryty, i zachrapał trwożnie. Było już ciemno. Zbliżała się noc.
Z krzaków wypadło trzech Hindusów.
— Co wy tu robicie? — zapytał Anglik, podnosząc karabin do ramienia.
— Jesteśmy panikisi“ — łowcy słoni! — odpowiedzieli chórem. — Sahib z wioski Dożar posłał nas na tropienie słoni...
Byli to więc ludzie, wysłani przez pomocnika kapitana.
Łowcy opowiedzieli, że stado słoni pasie się na moczarach, otoczonych zaroślami bambusów.
— Widzieliśmy pięciu starych samców, resztę stanowią samice i młode słonie! — dodał starszy z „paniki-