Wprawnych „panikisów“ wynajął na tę wyprawę biały sahib!
Być może najlepszych w całym Hindostanie.
Myśliwi na słonie znali dobrze imiona Guarry, Nandera i Pangala.
Ich to właśnie ukrywał za swem ciałem dziwnie teraz samotny i rozdrażniony Birara.
„Panikisy“ pokazali odrazu swoją sztukę łowiecką.
Jeden po drugim padały słonie, schwytane mocną pętlą za tylne nogi.
Próżno usiłowały powstać, próżno wyciągały trąby, aby porwać człowieka, uwijającego się dokoła!
Łowcy z szybkością i sprawnością krępowali pętami potężne zwierzęta...
Nawet trąby zaciśnięte rzemieniami, znieruchomiały, podciągnięte pod dolną szczękę.
Zgrzytnęła piła, wrzynająca się we wspaniałe kły; wtórowały jej żałosne jęki i jazgotliwy, pełen bólu ryk.
Jeden po drugim odpadały kły —
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.