Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

go za ramiona. Chuchnąwszy mu w twarz, zamruczał łagodnie.
Chłopak poszperał w kieszeni białej kurteczki i, znalazłszy karmelek, poczęstował nim Birarę. Słoń wziął przysmak ostrożnie, obwąchał i z cichem chrząkaniem włożył do paszczy.
Chłopak zaśmiał się wesoło.
Dźwięk jego głosu podobał się Birarze, gdyż brzmiał tak, jak mowa Amry.
Wyciągnął znów trąbę, pochwycił chłopca pod pachy i wsadził sobie na grzbiet.
Nowy przyjaciel klasnął w dłonie z uciechy.
Birara mruknął i podreptał truchtem przez łąkę przy wesołych okrzykach małego jeźdźca.
Amra tymczasem, spożywszy miskę bobów, obficie polanych żółtym, piekącym sosem imbirowym, zamierzał trochę się przespać.
Podszedł już był do pryczy, okrytej grubemi, miękkiemi matami, gdy po-